wtorek, 27 marca 2012

Antyperspirant Perspirex

Kupiłam niedawno trzecie opakowanie, wiec czas najwyzszy napisać kilka słów o blokerze Perspirex
Producent reklamuje go jako niezawodną ochronę przeciwko nadmiernemu poceniu sie i nieprzyjemnemu zapachowi.
Opakowanie zawiera 25ml przezroczystego mocno lejącego płynu o alkoholowym zapachu, zapach na szczęscie szybko znika. Buteleczka jest malutka, ale wygodna w używaniu. Teraz  zdarza mi się, że produkt wylewa się, opakowanie cieknie, ale nie mialam tego problemu przy poprzednich dwóch opakowaniach, więc wydaje mi się, że to jakaś wada w budowie buteleczki/kulki
Nie wiem, czy moje pocenie sie można uznać za nadmierne, ale stopień wilgotości tu i ówdzie oraz przeróżne testowane a nierozwiązujące sprawy produkty doprowadzały mnie do furii. W końcu postanowilam zakończyc temat raz na zawsze.
Prerspirex należy używać poczatkowo przez 3-4 dni, a potem 1-2 razy w tygodniu w zależności od potrzeb. Dla mnie nowoscią było stosowanie blokera wieczorem i po prysznicu, na czystą suchą skórę.


Pierwsze wrażenia nie były zbyt przyjemne. Po drugim lub trzecim zastosowaniu pojawiło się dość silne podrażnienie, a potem strupy :( Podejrzewam, że nałożyłam produkt na lekko wilgotną skórę. Już myślałam, że Perspirex nie jest dla mnie, ale postanowiłam przetrzymać niedogodności i po wyleczeniu skóry wróciłam do jego używania - i nagle skończyło się szczypanie i podrażnienie.


Z całym przekonaniem stwierdzam, ze działa. Stosowany przeze mnie w tej chwili raz na 4-5 dni całkowicie wyeliminował pocenie się. Perspirex nie zostawia plam nawet na ciemnych ubraniach. Jest bardzo wydajny - opakowanie wystarcza na około 4 miesiace. Czytałam, że skóra może się przyzwyczajać do tego typu produktów, ale niczego takiego na szczęście nie zauważyłam i mogę codziennie cieszyć się świeżością.


I jeszcze skład

środa, 14 marca 2012

NYC Show Time Volumizing Mascara

Tusz NYC dostał mi się przypadkowo, jako gratis do zakupów paletkowych 
Jego pełna nazwa to Show Time Volumizing Mascara, a producent obiecuje "imprezowy look" i pogrubienie rzęs do 8 razy.
Tusz ma intensywny czarny kolor.
Szczoteczka nie jest przekombinowana - ot zwykłe klasyczne "włoski". Nie jest za gruba ani zbyt cienka - wygodnie się nią menewruje i przy dłuższych i przy tych malutkich rzęsach w kącikach oczu. 
Konsystencja była idealna od samego pocztątku - ani zbyt lejąca ani za gęsta. Tusz nadawał sie do użytku przez ok. 5 tygodni - późnieje lekko się podsuszył, a ponieważ w kolejce czekały kolejne, bez większego żalu wylądował w koszu.
Na oczach daje bardzo naturalny efekt, oczywiście nie ma mowy o żadnym "show" :) 
Nie zostawia grudek, nie skleja rzęs. Rzęsy są lekko pogrubione i usztywnione.
Tusz nie osypuje się, nie znika w oczu w ciagu dnia, nie robi efektu pandy. Bez problemu zmywa się płynem micelarnym lub w dniach wyjątkowego lenistwa po prostu żelem do mycia twarzy.


Podsumowując - bardzo przyzwoity codzienny tusz w sympatycznej cenie - bez promocji ok. 2,50€


I jeszcze efekt na oczach :)



poniedziałek, 12 marca 2012

3 kroki Clinique - podsumowanie po 2 tygodniach :)

O tym dlaczego zdecydowałam się na stosowanie zestawu Clinique pisałam tutaj, dzisiaj, po sumiennym prawie trzytygodniowym stosowaniu wszystkich trzech produktów zarówno rano jak i wieczorem, moge o nich napisać coś więcej :)


"Mój" zestaw ma numer 1 i jest przeznaczony do skóry suchej.


Krok 1 to Liquid Facial Soap - delikatne mydło w płynie.
Wg opisu producenta usuwa zamieczyszczenia, sebum, martwy naskorek, makijaż (również oczu) i pozostawia skórę oczyszczoną i odświeżoną. Nie powoduje uczucia dyskomfortu, nie ściaga skóry.
Mydełko powinno być bezzapachowe, ale ja wyczuwam w nim delikatne ziołowe nuty. Ma postać delikatnego, bialego kremu. Łatwo rozprowadza się, w ogóle się nie pieni. Z twarzy zmywa się bez problemu pozostawiając minimalną tłustą warstewkę.
Opis fajny, ale mydło działa kiepsko. Dla mnie to najsłabszy produkt z zestawu.
Nie ma mowy o wieczorenym dokładnym zmyciu zanieczyszczeń o makijażu nawet nie wspominając. Mydełko ślizga się po skórze, nie oczyszcza.
Próbowalam kilka dni pod rząd, myłam twarz po 2 lub 3 razy a i tak na waciku z płynem złuszczającym znajdowałam chyba tyle samo bb kremu ile nakladałam rano. Ostatecznie wieczorem myłam twarz moim żelem Vichy, a potem myłam po raz kolejny mydełkiem
O poranku preparat radził sobie lepiej i bez problemu usuwał jakieś resztki kremu czy oleju.
Nie wysusza i nie podrażnia skóry.




Krokiem 2 jest Clarifying lotion - płyn złuszczający
Płyn złuszczający zastępuje tonik, ale tonikiem nie jest. Produkt na bazie alkoholu ma za zadanie usunięcie resztek zanieczyszczeń oraz martwego naskórka. 
Jego stosowanie wymaga ostrożności - nie powinno się przecierać dwukrotnie tego samego miejsca na twarzy, aby nie dopuścić do nadmiernego jej wysuszenia.
Mnie przede wszystkim zaszokował mocny alkoholowy zapach, bałam się wysuszenia mojej i tak suchej skóry, ale płyn miło mnie zaskoczył. Trzeciego i czwartego dnia stosowania preparatu pojawiło mi sie na twarzy kilka podsuszonych skórek, które szybko zniknęly. Poza tym zauważałam tylko plusy - płyn bardzo dokładnie usuwa martwy naskórek, rozjaśnia i odświeża koloryt skóry pozostawiając ją miękką i dokładnie oczyszczoną.
Pekfekcyjnie przygotowuje twarz do nawilżenia kremu nawilżającego


Ostatni, 3 krok to nawilżanie i do akcji wkracza Dramatically Different Mositurizing Lotion.
 Leciutki, żółty, bezzapachowy kremik
Opakowanie jest totalnym niewypałem - ktoś genialnie upakował 30 ml kremu w miniaturze pełnowymiarowego opakowania, która to pełnowymiarówka ma pompkę. Tutaj niestety krem wydłubuje się metodą "wytrząsania" nie znając rezulatu - wypada kropelka, albo pół butelki :/
Konsultantka radziła, że można go używać zamiast albo jako dodatek do codziennego kremu nawilżającego. U mnie doskonale spisywał się samodzielnie.
Dzięki lekkiej konsystencji natychmiast sie wchłaniał pozostawiająć skórę mięciutką i doskonale nawilżoną na cały dzień/noc. Ponieważ wchłania sie do matu - jest idealny pod makijaż.
Do zachwytów dorzucam też negatywa - niestety lekko mnie zapchał. Moja skóra nie jest już idealnie gładka, lecz znowu ma wiele krostek i podskórnych grudek. Już ukręciłam sobie nową porcję oliwki salicylowej i wróciłam do dodawania ekstraktu z truskawki do wszystkiego.



Jeszcze kilka słów o wydajności.
Tubka mydła miala 50 ml, butelka toniku 100ml, a opakowanie kremu 30ml
Po równych dwóch tygodniach pozostało tyle
Najszybciej znika mydełko, co w połaczeniu z faktem, że nie działa, przekonuje mnie całkowicie ze nie warto go kupować. 
Wydajność toniku i kremu nawilżającego jest bardzo przyzwoita.




Czas na podsumowanie
Oczekiwałam dokładnego oczyszczenia skóry twarzy - cel osiągnięty :) Naskórek przestał sie nadmiernie  zluszczać - nie chodzę już z cmentarzem na paszczy, cera się rozpromieniła.
Jako bonus dostałam fantastyczne nawilżenie, ale też niestety lekkie przypchanie. Musiałam też chwilę poczekać na efekty i  straszyłam cerą nastolatki - przez pierwszy tydzień miałam na buzi tyle pryszczy ile nie mialam przez ostatnie kilka lat, potem wszystko sie uspokoiło.
Czy polecam? Sama nie wiem. Kosmetyki działają, ale nie są idealne - trzeba indywidualnie ocenić ewentualne zyski i straty. Ja mimo pewnych minusów na pewno będę wracała do płynu złuszczającego i DDML :)

niedziela, 11 marca 2012

Wiosenne nowości Essence, Catrice i NYC w mojej kosmetyczce

Szafy na mojej wyspie wreszcie zostały uzupełnione i nareszcie mogę się cieszyć się nowościami, którymi firmy kosmetyczne uraczyły nas z okazji zbliżającej sie wiosny :)


Nie szalałam specjalnie, na pierwszy rzut do mojego koszyka trafiły absolutne "muszmiecie" na które czatowałam już od dawna


Oczywiście nie mogło zabraknąć lakierów Essence

Podwójne są genialne. Lakier bazowy i top, ktore można stosować oddzielnie lub razem.
Zestaw z fioletem "Boys are back in town" pokazywalam już przy okazji posta o łataniu złamanego paznokcia, wtedy użyłam tylko topa, ale razem z lawendową bazą paznokcie wyglądają naprawdę zjawiskowo.
Drugi - "Ticket to the show" to czarna brokatowa baza i złoty top. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że razem te kolory mogą wygladać ładnie, a jednak :) Lakier pokażę bliżej w jednym z najbliższych postów.


Z nudziaka nie jestem zadowolona - mój odcień to Caffe Ole. Nie mój kolor, niefajnie się nakłada, smuży - raczej nie będzie gościł na moich paznokciach za często.



Kolej na cienie :)


Wypiekaniec Catrice Intensif eye wet&dry shadow Lunch at Tiffanny's wpadł mi w oko u Dzolls, szukałam go juz wcześniej, ale w końcu jest mój mój mój mój mój :)


Dorwałam też kolejna paletkę NYC - dwie, które są już w moim posiadaniu pokazywałam tutaj. Uwielbiam fiolety bo świetnie podkreślają mój kolor oczu - tutaj mam aż 2 odcienie a jako bonus jasną brzoskwinię i srebrny do rozświetlania.


Na końcu maluszek - pędzel do cieni, do całej powieki Essence
Pedzlowo jestem nieźle zaopatrzona, ale taki w miarę uniwersalny zawsze się przyda.
Na zdjęciach porównałam go do tego do smokey eyes - jest szerszy i spłaszczony




:)

wtorek, 6 marca 2012

The Body Shop Vitamin E Face Mist

To The Body Shopu wchodziłam wiele razy, patrzyłam, wąchałam i... wychodziłam z niczym. Jaskrawe kolory doprowadzały mnie do oczopląsu, zbyt intensywne zapachy niezmiennie powodowaly ból głowy.
Wreszcie jednak przemogłam się (a dodatkowo pomogła mi w tym jeszcze grudniowa obniżka -30% na wszystko) i uzbrojona w listę zrobiłam szybkie zakupy.


W moje ręce wpadł min. Vitamin E Face Mist - spray zapewniający suchej skórze natychmiastowe odświeżenie i nawilżenie, który nadaje się również do utrwalania makijażu.


W składzie produktu obok witaminy E, pantenolu i wody różnej  można też znaleźć cały arsenał parabenów :(
W różowej butelce znajduje się 100ml płynu o mocnym (dla mnie za mocnym) różanym zapachu. Sama pompka jest perfekcyjna - po naciśnięciu daje idealny "obłok" mgielki 
Na mojej twarzy spray stosowany samodzielnie (jako tonik, przed nałożeniem makijażu) nie wchłania się i pozostawia lepką warstwę. 
Kilka razy próbowalam użyc mgiełkę w środku dnia, ale bardzo irytuje mnie jej zapach i zaprzestałam eksperymentów.
Dużo lepiej spisuję się jako utrwalacz makijażu - najbardziej lubię psiknąć mgiełką na pędzel i takim wilgotnym postęplować sobie całą twarz. Znika wtedy od razu cale pudrowe wykończenie, a wszystkie warstwy makijażu dokładnie się łączą.


Pomimo tego, że produkt sprawdza się na pewno nie kupię kolejnej butelki. Bardzo przeszkadza mi silny różany zapach, uważam również, że cena produktu (ok. 10€) jest mocno przesadzona. 
Wcześniej  do wykończenia makijażu stosowałam wode termalną w sprayu i myślę, że przy tej - bardziej naturalnej i przyjaznej dla skóry i portfela - pozostanę.

poniedziałek, 5 marca 2012

Naprawa pękniętego paznokcia

Od wielu już miesięcy nie potrafię doprowadzić moich paznokci do przyzwoitego stanu, często sie rozdwajają, czasami pękają. Zazwyczaj po prostu piłuję je króciutko, ale wczorajsze pęknięcie jest wyjątkowo niefortunne.
Stary lakier i żałośnie przesuszone skórki (efekt dwudniowego maratonu w pracy) dopełniają rozmiaru tragedii.


Wczorajszy wieczór przeznaczyłam na akcję-regeneracje i ogólne zadbanie o moje dłonie, ale chciałabym opowiedzieć o tym jak skleiłam to paskudne pęknięcie.
Zamiast bowiem skorzystać z wypróbowanego sposobu posklejania go na super glue :) postanowiłam spróbować czegoś nowego, a mianowicie załatać go przy pomocy... fragmentu torebki od herbaty :)




Do akcji potrzebny jest przezroczysty lakier (u mnie odżywka Eveline), pusta torebka od herbaty (tę ze zdjęcia wypatroszyłam chwilę po zrobieniu fotki :) ), pomogłam sobie patyczkiem do manicure, a żeby całosć ładnie wyglądała pomalowałam paznokcie lakierem z nowej wiosennej kolekcji Essence :)


Paznokieć pomalowałam bezbarwnym lakierem
Patyczkiem nałożylam kawalek torebki w taki sposób, aby przykryć pęknięcie
Dokładnie przyklepałam
Po wyschnięciu pomalowałam paznokieć kolorowym lakierem
Taaaaa daaam!
Z bliska łatkę widać, z daleka nie rzuca się na szczęście w oczy.
Sklejone, trzyma się :)


Operację będe powtarzać przy każdym malowaniu paznokci, dopóki nie odrosną na tyle, aby można było je spiłować.

sobota, 3 marca 2012

Paletka OMG I want that! od Catrice

Napadłam na stand Catrice w poszukiwaniu cienia, ktory pokazywała niedawno Dżolls, ale że irlandzka wersja szafy nie pomieściła tych prześlicznych prasowańców, a głupio było mi odejść z pustymi rękami to zgarnęłam paletkę o słodkiej nazwie OMG I want that!


Cieni w takich kolorach jeszcze w swoim kuferku nie miałam i pomyślałam, że będą doskonale pasować do mojej ukochanej oliwkowej kredki Stila
Opakowanie porządne, plastikowe. Przezroczyste - więc bez problemu zidentyfikujemy środek, jest jednak nieco tępawe w otwieraniu. 
Nie jest dołaczony żaden pędzelek ani pacynka - dla mnie akurat to nie problem, bo i tak używam swoich "przyrządow" :)


Kolorów mamy 4 :
- jasny kremowo-złotawy mocno błyszczący, na oku nie daje konkretnego koloru, raczej sam błysk :) doskonały pod łuk brwiowy i do wewnętrznego kącika
-  zielono-złotawy, ale pod innym kątem zmienia się w szarość, błyszczący, o dość kiepskiej pigmentacji; myślałam, ze będzie bardziej zielony, może oliwkowy, ale taki delikatny nieokreślony też jest super
- czarny z kolorowym brokatem - idealny do ostrzejszego makijażu
- hmmmmm rudy? :) - cieplutki brąz, który dobrze roztarty robi na oku pomarańczkę :/


Polubiłam ostatnio takie małe paletki, bo w te dni, kiedy robię makijaż na półśpiąco zwalniają mnie z obowiązku kombinowania kolorów z piększych palet :)


I jeszcze kilka zdjęć cieni w akcji




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...