Pisałam już kiedyś, że walczę z upierdliwą przypadłością - rogowaceniem przymieszkowym. Na moich ramionach wygląda to mniej więcej tak
i może nie nie jest bardzo straszne ani specjalnie nasilone, ale skutecznie zniechęca mnie do noszenia bluzek z krótkim rękawem.Po szybkim przeglądzie tutejszych aptek zorientowałam się, że nie maja mi one nic konkretnego do zaoferowania. Zanim jednak poproszę mamę o kolejne kosmetyczne zakupy postanowiłam sobie ukręcić coś sama.
Poszukałam, podumałam, przejrzałam zawartość kosmetyczki, apteczki i pudełka z półproduktami i stworzyłam coś takiego
Wymieszałam:
40% emolientu (podkradzinego dzieciom)
40% zwykłej maści z witaminą A
20% mocznika
Wyszedł mi biały, gęsty, tłusty i dość tępy w nakładaniu krem. Początkowo był bezzapachowy, po dwóch dniach zaczął pachnieć cytryną, co mnie trochę przestraszyło, bo tak do końca nie wiem co z czym zareagowało. Po ostrożnych próbach stwierdziłam, że nie robi mi krzywdy, więc używam dalej.
Dopiero w trakcie mieszania dotarło do mnie, że użyty emolient to prawie same oleje mineralne, wiec jeśli chodzi mi o niezapychanie to trafiłam tak sobie :( ale następnym razem się poprawię.
Krem stosuję wieczorem, po kąpieli, kilka razy w tygodniu robię też peeling (ostatnio mój solny) ramion.
Przede wszystkim bardzo porządnie nawilża, lekko natłuszcza. Po prawie trzech tygodniach stosowania widzę, że plamki na ramionach rozjaśniły się - nie są już czerwono-brązowe tylko bardziej różowe. Niestety nie zmniejszyła się ich ilość i dalej są dość widoczne.
Smarowidła używam tez po depilacji i tutaj efekty są dużo lepsze - skóra nie jest podrażniona, włoski nie wrastają - sprawdza się w 100%
Widzę, że idę w dobrym kierunku :) Kolejna porcja kremu będzie udoskonalona - planuję lżejszą, niekomedogenną bazę i dodatek kwasu salicylowego.
Zobaczymy co z tego wyniknie :)
ooo, ciekawe :)
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawy sposób :)
OdpowiedzUsuń