Kolejny azjatycki krem pod oczy, który miałam okazję wypróbować to Baviphat Dark Circle Eraser Eye Cream. Niestety jego pobyt w mojej kosmetycznie skończył się dość szybko :(
Po raz kolejny ciężko było mi znaleźć coś konkretnego o składzie produktu. Pewne jest jedynie, że zawiera on ekstrakty z brokuła i marchwi, które redukują sińce pod oczami i zmniejszają opuchliznę.
Po nałożeniu wchłania się bardzo szybko i po kilku minutach nie ma po nim śladu.
Niestety - działanie też ma zerowe, a moja ogólna ocena jest mocno minusowa.
Przemęczyłam się z nim ponad dwa tygodnie, i oto efekty:
- zmniejszenie podkrążeń pod oczami -NIE!
- redukcja opuchlizny - nie wiem, nie posiadam, na szczęście
- nawilżenie - NIE! (ok, tego producent nie obiecuje, ale krem mnie wysuszył totalnie)
- podrażnienie - TAK!
Nie wiem co siedzi w tym kremie, ale przez jakiś czas nawet wklepanie korektora pod oczami, czy delikatny demakijaż w tych okolicach sprawiał mi ból. Kiedyś przypadkowo posmarowałam się zbyt zamaszyście i trochę kremu trafiło na moje policzki - w ciągu kilku minut miejsca pokryte kremem robiły się purpurowe i kolejne godzimy musiałam spędzić na chłodzeniu się wodą termalną - najpierw myślałam, ze podrażniło mnie coś innego, ale potem zrobiłam test i nie miałam już wątpliwości.
Dla mnie - niestety na nie.
(Jeśli ktoś chce to odstąpię resztę mojej próbki do potestowania)
Nikt go nie chcę, chyba każdy się boi. Ja bym w sumie wypróbowała, ale trochę mnie wystraszyłaś :)
OdpowiedzUsuńHahaha no wszyscy się boją :) Czytałam sporo opinii, u nikogo nie skończyło się tak jak u mnie, niektórych nawet porozjaśniało pod oczami :)
OdpowiedzUsuń