Tak jak i wiele osób z bladą cerą tak jak i ja mam problemy z doborem odcienia podkładu. Do zapoznania się z ofertą firm produkujących "prawdziwe" minerały zachęciła mnie moja mama, stwierdzeniem, że każdy bledzioch znajdzie tam coś dla siebie.
I okazało się, że to prawda :) Po pobieżnym przejrzeniu kilku stron internetowych chciałam mieć WSZYSTKO, ale po kilku dniach nieco ochłonęłam i postanowiłam trochę się podszkolić w temacie. Efekt nauki był taki, ze zamiast zamawiać od razu duże opakowania trzeba zacząć od potestowania "proszków", że czasami kolor twarzy jaki wydaje nam sie, ze mamy okazuje się mało zgodny z rzeczywistością oraz, że muszę również, obok podkładu rozejrzeć się za dobrymi pędzlami.
Uzbrojona w takie informacje rozpoczęłam zakupy :) Pierwszym zaskoczeniem było, że do mojej twarzy idealnie pasują odcienie najjaśniejsze i do tego zdecydowanie żółte - w życiu bym nie podejrzewała, ze jestem taki kurczak! Dobór samej formuły podkładu to cała epopeja - sprawdzilam EDM, Meow, Buff'd, Lumiere, Blushe, Joppa - koszmar - albo podkreślał suche skórki, albo pory, albo był za bardzo pudrowy, albo zostawiał plamy. W międzyczasie pojawiły się u mnie próbki Lucy Minerals i poczułam, że to może być to, ale jednak coś nie grało. Po kilku tygodniach prób byłam coraz bardziej zniechęcona (bo co to za frajda wyjść z domu z fotoszopem na twarzy a wrócić po dwóch godzinach z "ciastem"?) i postanowiłam wrócić do Lucy i popracować nad techniką nakładania proszku. Ostatecznie zamówiłam drugi komplet próbek, pokombinowałam z mieszaniem kolorów i w końcu MAM - mój pierwszy "big" :)
W opakowaniu jest 10g proszku, skład jest trochę bardziej złożony niż innych podkładów mineralnych (zazwyczaj tlenki żelaza sa ostatnią pozycją w składzie, tutaj dostało nam się jeszcze kilka "ulepszaczy"), przez co podkład jest z gatunku tych kremowych a nie typowo proszkowy.
Moó kolor to tzw. custom blend - składa się w 2/3 z odcienia Cream i 1/3 Pale Olive w formule Original. Wszystkie odcienie indywidualne noszą imiona klientek co jest bardzo mile :)
Podkładu używam codziennie od dwóch miesięcy i nie zauważyłam jakiegokolwiek śladu zużycia - na twarz nakłada się go naprawdę minimalną ilość, wiec starczy mi jeszcze na dłuuugo :)
Lucy ma opinie podkładu bardzo karpyśnego - potrafiącego codziennie wyglądać inaczej, ale - odpukać - udało mi się ja okiełznać i od dawna nie miałam żadnej niespodzianki.
Moja metoda jest taka - rano przecieram twarz płynem micelarnym, następnie hydrolatem z kwiatu kocanki, na to nakładam troszkę kremu mocno nawilżającego, po wchłonięciu kremu następną warstwą jest niewielka ilość bb kremu i na końcu nakładam podkład wilgotnym pędzlem Hakuro H54 (przeznaczonym do pudru, ale bardzo mi podpasował). Całość utrwalam stemplując twarz wilgotnym pedzlem. Dzięki temu proszek utrzymuje się na mojej twarzy przez cały dzień, po kilku godzinach zaczynam się zazwyczaj lekko świecić, ale nie jest to tłusta "lampa" raczej lekki "glow".
Lucy Minerals to mój bezapelacyjny Numer Jeden!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się ze mną swoja opinią - wszystkie będą mile widziane.
Jeśli chcesz zostaw proszę link do swojego bloga - zajrzę w wolnej chwili :)