Kiedy skończyło mi się ostatnie "czyścidelko" do twarzy stwierdziłam, że koniec z zastanawianiem się, czajeniem, kombinowaniem i czytaniem tysiąca recenzji o Liz Earle Cleanse & Polish Hot Cloth Cleanser, po prostu muszę go kupić i sama sprawdzić działanie :)
Co obiecuje producent?
Nasz żel ma dwie fazy działania, pierwszą fazą jest oczyszczanie. Wolny od olejów mineralnych, posiada bogatą i kremową konsystencję i szybko usuwa wszelkie ślady makijażu, nawet uparty tusz do rzęs.
Faza druga to polerowanie. Zmyj krem przy użyciu czystej ściereczki, aby delikatnie usunąć martwy naskórek i odkryć czystą, miękką i promienną skórę.
Nasz żel ma dwie fazy działania, pierwszą fazą jest oczyszczanie. Wolny od olejów mineralnych, posiada bogatą i kremową konsystencję i szybko usuwa wszelkie ślady makijażu, nawet uparty tusz do rzęs.
Faza druga to polerowanie. Zmyj krem przy użyciu czystej ściereczki, aby delikatnie usunąć martwy naskórek i odkryć czystą, miękką i promienną skórę.
Zestaw przyszedł do mnie perfekcyjnie zapakowany - pudełko, bibułka, kosmetyczka a w niej tuba kremu i dwie muślinowe ściereczki. Opakowanie jest bardzo porządnie wykonane, pompka działa bez zarzutu i dokładnie dozuje ilość produktu
Sam produkt to gęsty, biały, treściwy, tłustawy krem. Łatwo się rozprowadza i z ręki zmył się wodą zostawiając tłustawą warstwę. Raczej nie jest wydajny - testowałam różne ilości i do jednorazowego użycia potrzeba go raczej sporo.
Zapach? Hmmmm... Najpierw pachnie ziołami, potem bardzo mocno eukaliptusem, a przy myciu twarzy śmierdzi momentami jak spleśniałe rośliny, bleeee, ale da się wytrzymać.
Jeśli chodzi o działanie - nie jestem zachwycona. Producent obiecuje, ze jest to krem do każdego rodzaju cery, ale ja wykreśliłabym z tego zestawu cerę wrażliwą i naczynkową. Nie mam zastrzeżeń co do domywania - produkt doskonale usuwa wszelki makijaż, również makijaż (niewodoodporny) oczu, nie zapycha. Ale... no właśnie - usunięcie resztek produktu z twarzy jest możliwe tylko przy pomocy oryginalnej ściereczki (nie udało mi się domyć za pomocą szmatki z AVONu, ściereczki z mikrofibry, "konjaka" - zawsze zostawała tłusta warstwa, której bardzo nie lubię) a ona niestety delikatnością nie grzeszy. Twarz była rzeczywiście doskonale oczyszczona, do tego gładziutka, ale baaardzo podrażniona od ściereczki mimo, że byłam naprawdę ostrożna. Po ostatnim użyciu pękło mi również naczynko na nosie :( To dyskwalifikuje u mnie produkt jako taki do codziennego używania i na pewno nie kupię go ponownie.
Aktualnie używam Liz Earle Cleanse & Polish Hot Cloth Cleanser raz lub 2 razy w tygodniu. Jestem zadowolona z efektów oczyszczania i nie będę zwiększać częstotliwości. Na co dzień wole się pomiziać łagodniejszym "konjakiem" i delikatniejszym, ale równie skutecznym w oczyszczaniu żelem Vichy (o którym już wkrótce :) )
Swego czasu było głośno o tych produktach. Ja jakoś nie jestem przekonana. Wolę swoją szczoteczkę z rossmanna.
OdpowiedzUsuńPróbowałam tego około 7 lat temu, gdy mieszkałam w Anglii. Napaliłam się na maxa, bo jeszcze wtedy byłam strasznym uczuleniowcem... Za 40 funtów kupiłam zestaw, niestety na wszystko byłam uczulona... Strasznie mnie to wkurzyło, ale dobre było to, że bez żadnych wątków sklep QVC oddał mi pieniązki za zwrócony produkt... Więcej ich produktów nie używałam i nie mam zamiaru.
OdpowiedzUsuńczyli powinnam się wystrzegać
OdpowiedzUsuńteż nie używam tego codziennie, ale tak do użycia dwa razy w tygodniu to dobry oczyszczacz ;)
OdpowiedzUsuń